wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 7

Po­gubił się na uli­cach życia,
Za­pom­niał o drogowskazach,
Po­mylił miłość z przyjemnością... 



Najpierw Kate, potem rodzice Amandy, czy on nigdy nie odpuści?! A jeśli to nie koniec? Jeśli na jego liście jest jeszcze więcej nazwisk moich bliskich? Nie chcę znów się z kimś żegnać, nie przeżyłbym kolejnego rozstania. Modlę się, proszę w myślach, żeby on dał mi spokój, żeby zauważył że już wystarczająco się zemścił. Ale czy moje błagania dadzą efekt? Chyba raczej nie. Cholernie boję się o moich rodziców, mimo to, że wyrzucili mnie z domu to i tak byłem ich synem i ich kochałem nad życie. Nie pozwolę, żeby coś złego im się stało. On ich nie tknie, postaram się żeby w końcu mieli spokój i mogli dożyć późnej starości. Ale co zrobię żeby to im zapewnić? Co mam robić? Jak pomóc? Może wyjadę? Może jak zniknę to James da wszystkim spokój… zobaczyłby, że się poddaję i by odpuścił. Bo to właśnie chciał osiągnąć, czyż nie? Pragnął zniszczyć mi życie i dokonał tego. To chyba najlepsze rozwiązanie, ale co z Amandą? Ona też była w to wszystko zamieszana i prawdo podobnie jej również nie da spokoju. Jeśli James by ją skrzywdził to nigdy bym sobie tego nie darował. Co z tego, że ledwo co ją znam, zaledwie tylko z widzenia, ale chyba jestem Amandzie coś winien. Przynajmniej tak uważam. Tak naprawdę czerwono włosa może potrzebować mojego wsparcia i pomocy, bo o ile dobrze wiem, to w nie ma zbyt dużej liczby przyjaciół i tak dalej. A w Londynie chyba też jej już nic nie trzyma, więc myślę, że mogłaby uciec ze mną. Pojechalibyśmy razem gdzieś gdzie mielibyśmy święty spokój. Może będziemy bezpieczni? Muszę z nią o tym porozmawiać, muszę podzielić się z nią moim planem. Ale gdzie Amanda może teraz być? O 7 rano? Raczej nie poszła jeszcze do szkoły, o ile zamierzała w ogóle tam iść. Wątpiłem w to, że siedzi w domu, gdzie wszystko przypominało by jej o  zmarłych rodzicach. A może jest… w sumie całkiem możliwe…
      Stawiałem ostrożnie nogi pomiędzy nagrobkami, tak aby uniknąć niechcianego upadku. Jeszcze tylko brakowało mi wielkiego siniaka pod okiem do szczęścia. Pomyślałem z ironią. Skierowałem się na wschód czyli do nowej części cmentarza, gdzie spoczywała też Kate. Na samą myśl o niej od razu zachciało mi się płakać, pokręciłem głową energicznie żeby odgonić smutne myśli, które zaczęły mnie nękać. Uważnie rozglądałem się dookoła szukając Amandy. Jednak nigdzie nie mogłem jej dostrzec, a może jednak jest w domu? Może się pomyliłem? Przecież tak naprawdę mogła być wszędzie do cholery! Teraz przemyślając wszystko od początku, zdałem sobie sprawę, że to mało prawdo podobne, aby zjawiła się tutaj z samego rana. Jaki ja jestem głupi! Już chciałem zrezygnować z dalszych poszukiwań, gdy kątem oka dostrzegłem kogoś siedzącego przy jednym z marmurowych nagrobków jakieś 100 metrów ode mnie. Bingo! A jednak ją znalazłem. Pobiegłem do czerwono włosej dziewczyny patrząc pod nogi, aby nie wpaść na wiązanki albo znicze, które wiatr zdmuchnął na ziemię.  Czym byłem bliżej Amandy, tym wyraźniej słyszałem jej cichy szloch.
 - Amanada? – spytałem. Dziewczyna słysząc mój głos zdziwiona podniosła głowę. Wyglądała zupełnie inaczej niż zazwyczaj. Jej blada twarz była mokra łez i pobrudzona przez tusz do rzęs, czerwone oczy wpatrywały się we mnie pytająco, dostrzegłem w nich tyle smutku… tyle żalu i sam nie wiem czego jeszcze. Przejechała ręką po niedbale związanych w kitkę włosach. Szczerze mówiąc, to dziewczyna była w jeszcze gorszym stanie ode mnie, serce mnie zabolało widząc ją całą w żałobie.
 - Alan co ty tu robisz? – spytała cicho, zachrypniętym głosem.
 - Szukałem cię – powiedziałem po czym podszedłem do niej bliżej i usiadłem obok na zimnej ziemi. Amanda nic nie mówiąc oparła głowę na moim ramieniu pociągając nosem.
 - Nic już nie ma sensu. Nic, rozumiesz? Nie mam rodziców, nie chcę wracać do domu, bo tam wszystko mi o nich przypomina, a poza tym grozi mi niebezpieczeństwo… znalazłam kartkę na wycieraczce, na której było napisane, że on jeszcze nie skończył i że go się nie zdradza – zamilkła na chwilę – Świat nie ma sensu. Nic mnie tu nie trzyma…
 - Mnie też – przytaknąłem jej – Nie mogę pogodzić się z śmiercią Kate, nie mogę uwierzyć że jej już nie ma ze mną – w gardle stanęła mi olbrzymia gula gdy tylko zacząłem wspominać moją siostrę. Było mi cholernie ciężko, to co czułem nie dało się opisać – Nikogo nie obchodzę, rodzice mnie wygonili z domu… to wszystko jest bez sensu! – naprawdę tak myślałem, życie było dla mnie bez sensu, nikogo nie obchodziłem, nie miałem co ze sobą zrobić… wszystko było zupełnie bez sensu. Czułem się tak jakbym po śmierci Kate stracił kawałek siebie, to dziwne, nieprawdaż? Można powiedzieć, że byłem jak wyrzuta i wyrzucona guma. Dość specyficzne porównanie, ale najlepiej odzwierciedlało moje uczucia – Nie mam pojęcia co robić dalej – dodałem po chwili ciszy.
 - Mam pewien pomysł – Amanda znów pociągnęła nosem.
 - Co masz na myśli? – uniosłem pytająco brew.
 - Samobójstwo. 

1 komentarz:

  1. No co ty chyba ich nie uśmiercisz co? ;o
    Cieszę się, że wreszcie dodałaś ten rozdział ;) Jest świetny! ;)

    OdpowiedzUsuń