niedziela, 29 kwietnia 2012

Rozdział 2


Codziennie przyrzekam, że będę sobą, ale gdy wchodzę w ten inny świat, w inny tłum zmieniam się, tracę wszystko, co we mnie dobre, abym został zaakceptowany. Ponieważ ten świat nie posiada zasad. Liczy się chamstwo, pycha, i głupota. Tam nie ma miejsca na wrażliwość  
~karola1041 ©

  - Wiesz co zapomniałem zeszytu z domu, idź beze mnie – kolejny poranek i dalsze ściemnianie, żeby nie iść do szkoły z siostrą.
 -  Dobrze, tylko nie spóźnij się do szkoły – pouczała mnie jak zwykle, no cóż troszczyła się o mnie.
 - Ok to nara – rzuciłem. Poszedłem w kierunku parku. Jak zwykle cisza i spokój, jak zwykle mogłem usiąść na mojej ulubionej ławce i wypalić kolejne pudełko fajek. Byłem trochę zdziwiony, taka piękna pogoda w Londynie? To wręcz nie możliwe, przecież tu zawsze pada deszcz i jest pochmurno. Poranne promyki słońca ogrzewały moją twarz, uśmiechnąłem się do siebie. Niestety mój spokój nie trwał długo, gdyż dostałem sms-a od Mike’a:
 „Gdzie jesteś?”
 to chyba jest pytanie retoryczne? Przecież to oczywiste, zawsze wagary spędzałem na tej ławce. Odpisałem mu:
A jak myślisz?”
Po chwili znów poczułem wibrację w kieszeni:
Siostra cię szuka”
Nie no, a ta jak zwykle czegoś ode mnie chce. Czy ona w końcu przestanie mnie kontrolować?! Wkurzony napisałem kumplowi:
Powiedz jej, żeby zajęła się sobą”
Wiem to było trochę chamskie z mojej strony, ale co mnie obchodzą jej uczucia?! Nic mam to gdzieś. Chyba dali mi już spokój, bo nie uzyskałem, żadnego sms-a. Wyciągnąłem z kieszeni fajkę, jak tak dalej pójdzie to w końcu skończą mi się zapasy. Ja pierdolę. Znowu będę musiał szukać kogoś, kto sprzeda papierosy niepełnoletniemu.
   Zawsze kiedy tu siedziałem, miałem dużo czasu na lenistwo, co mi bardzo odpowiadało. Często zastanawiałem się co stanie się ze mną za rok, dwa, albo za pięć. Nic mi nie przychodziło do głowy, nie miałem pojęcia co się ze mną stanie. Na pewno nie będę kimś wybitnie wykształconym, w końcu ciągle olewam szkołę. No to kim będę? Może bezdomnym? Nie na pewno nie zostanę biedakiem. Szybko odgoniłem od siebie te myśli, po co teraz się tym martwić?  Nawet nie zauważyłem ile czasu minęło od mojego przyjścia tutaj no trzeba zbierać się do domu. Tylko dwie ulice dzieliły mnie od domu, więc szybko się tam znalazłem. Modliłem się, żeby jeszcze nikogo nie było. Lecz niestety moje modły nie zostały spełnione, w chacie byli już wszyscy domownicy.
 - Gdzie byłeś na przerwach? – spytała Kate. Kiedy przekroczyłem drzwi salonu, czy ona w końcu się ode mnie odwali?
 - W dupie – odparłem niechętnie
 - Jak ty się zwracasz do siostry – upomniała mnie rodzicielka, siedząca na kanapie obok ojca. Nic jej nie powiedziałem tylko przewróciłem teatralnie oczami.
 - Ja i mama jedziemy do spa na weekend, więc zostaniecie w domu sami – oznajmił bez żadnych wstępów ojciec.
 - Wyjeżdżamy za jakąś godzinę – dodała mamuśka – Kate zajmiesz się bratem. – nie no to mnie powaliło na kolana, będzie się mną opiekowała siostra? Przepraszam bardzo, ale chyba powinno być na odwrót?!
 - To chyba jakiś żart – prychnąłem
 - Nie to nie jest żart. Alan masz słuchać siostry. Ona jest odpowiedzialna, a ty…- nie wiedziała co powiedzieć, żeby mnie nie urazić.
 - Bezczelny, arogancki, nikomu niepotrzebny, głupi, pyskaty, debilny – wyliczałem ze złością – Wiem, że tak o mnie myślicie, bo okazujecie mi to o każdej porze dnia i nocy. – pokręciłem z dezaprobatą głową i wyszedłem z salonu trzaskając drzwiami. Cud, że nie wypadły z zawiasów.
 - Alan’ ie Micheal’ u Raymond’ ie Williams! – nienawidziłem jak wypominała mi moje wszystkie imiona – Masz zaraz tu wrócić! – krzyknęła za mną władczo, lecz ją zignorowałem.
   Wszedłem do swojego burdelu, oczywiście trzaskając drzwiami. Włączyłem na full jakąś płytę i położyłem się na łóżku. W końcu powiedziałem im to, co oni chcieliby powiedzieć mi przez całe moje życie. Mam ich wszystkich dosyć: moich rodziców i siostry, która na każdym kroku mnie kontroluje i stara się… tak mi się przynajmniej wydaje, że chciała by mi … tak jakby pomóc. Nie wiem dlaczego, ale takie odnoszę wrażenie. Chyba Kate myśli, że nie radzę sobie ze swoim życiem. Myliła się świetnie sobie radziłem, przynajmniej tak mi się wydaje. Dobrze koniec tych rozmyślań, po co się ty zamartwiać?! Ale tu nudno, jeszcze tylko pół godzinki i moi rodzice stąd wyjadą na cały weekend!   Może by tak pójść do jakiegoś klubu, o tak to świetny pomysł. Za oknem ciemno, więc można zacząć się szykować. Szybko założyłem szare rurki  i białą koszulkę w serek. Nałożyłem trochę żelu na swoje czarne włosy, poprawiłem grzywkę i zbiegłem na dół do salonu. Na szczęście rodzice już pojechali, a Kate leżała na kanapie oglądając jakiś teleturniej.
 - Ja lecę – powiedziałem
 - Gdzie? – przyjrzała mi się podejrzliwie
 - Do klubu z Mike’m – starych nie było więc po co ściemniać?!
 - Nigdzie nie idziesz – zabroniła mi
 - Ta jasne, bo cię posłucham – prychnąłem -  Jeżeli naprawdę chcesz mnie pilnować to chodź ze mną. – zaproponowałem
 - Ale.. – nie wiedziała czy się zgodzić
 - Załóż jakiś ładny ciuch i chodź. Zabawimy się! Będzie Mike – spojrzałem na nią porozumiewawczo. Zauważyłem, że Kate podkochuje się w moim kumplu, z wzajemnością zresztą. Dlaczego nie są razem? Bo oboje boją się, że ta druga strona nie odwzajemnia jej uczuć. To było żałosne, mogliby w końcu się umówić. A poza tym jeśli zacznę spędzać więcej czasu z siostrą to będzie tak jak dawniej? Może znów będziemy nierozłączni? Szczerze mówiąc brakuje mi tego.
 - No dobra – zgodziła się i poszła do swojego pokoju. Jednak po chwili wróciła w białych rurkach i czarnym, błyszczącym topie. Muszę przyznać, że jest ładna, wcześniej tego nie zauważyłem. – Czyli Mike też tam będzie? – chciała się upewnić
 - Tak czeka już na miejscu – powiedziałem z uśmiechem – A co podoba ci się? – wyszczerzyłem się jeszcze szerzej
 - Nie wcale nie – odwróciła wzrok, żeby uniknąć mojego spojrzenia.
 - Wiem, że jest inaczej – puściłem jej oczko – A tak na marginesie, to pasujecie do siebie myślę, że bylibyście świetną parą.
 - Na serio? – lekko się uśmiechnęła
 - Dobra chodź – wyszedłem z domu i skierowałem się w kierunku szopy
 - Nawet o tym nie myśl – siostra pokręciła głową
 - Dlaczego? – wyciągnąłem z drewnianego domku motor taty, którego sam nie używał. Zazwyczaj ja go po kryjomu zabierałem, żeby nikt się nie dowiedział.
 - Bo to niebezpieczne – nie podobał jej się mój pomysł
 - Nie pękaj! – podałem jej kask – Bo powiem Mike’owi , że się w nim zakochałaś – zastosowałem mały szantażyk
 - Jesteś strasznym bratem – powiedziała siadając ze mną na pojeździe
 - Trzymaj się – poczułem jak obejmuje mnie kurczowo w pasie. Wykierowałem z podjazdu, jechałem dość szybko, ale Kate nie zwracała mi uwagi. A co tam. Jeszcze bardziej przyśpieszyłem, zdziwiło mnie to, że siostra siedziała za mną cicho i nie pouczała mnie. Dzięki mojej szybkiej jeździe mało zajęła nam droga do klubu.
 - Jesteśmy – stanąłem przed dużym, nowoczesnym budynkiem z którego słychać było głośną muzykę.
 - Jak tam wejdziemy? – wskazała na ochroniarza – Przecież jesteśmy niepełnoletni.
 - Nie gadaj, tylko chodź – pociągnąłem ją w stronę wejścia
 - Dowód – powiedział oschle ochroniarz, było widać, że nie przepadał za swoją pracą.
 - Proszę bardzo – podałem mu fałszywkę. Siostra dziwnie na mnie popatrzyła, ale na szczęście nic nie mówiła.
 - A twój? – zwrócił się do Kate
 - Mógłby zrobić pan wyjątek – dałem mu potajemnie w łape
 - Okej, wchodźcie – rozejrzał się dookoła
 - Wiesz, że tak się nie robi – upomniała mnie, kiedy byliśmy już w środku. Wszędzie było pełno upitych nastolatków, na parkiecie też dość tłoczno. No Alan to twoja codzienność, zawsze tu bywałem.
 - Nie gadaj już – zauważyłem Mike’a machającego do nas znad jednego ze stołów, od razu poszliśmy w jego stronę.
 - Siema – przybiłem piątkę kumplowi – Ale dużo ludzi – wskazałem na parkiet
 - No. Cześć Kate – Mike uśmiechnął się do mojej siostry
 - Hej – usiadła obok niego
 -  Zamówiłem wam colę z wódką – kumpel podał mi i Kate szklankę ciemnego płynu.
 - No pij – zauważyłem jak moja siostrzyczka nie wie co zrobić, ktoś mógłby pomyśleć, że modli się nad tą szklanką. Ciągle się wahała lecz po chwili wzięła do ust trochę alkoholu.
 - Nawet dobre – przyznała biorąc kolejny łyk. Czyli wygląda na to, że sprowadzam Kate na złą drogę, no w końcu ktoś to musiał zrobić.
 - No siostra, w końcu zachowujesz się jak człowiek – poklepałem ją po plecach, byłem z niej dumny. Szybko opróżniłem swoją szklankę – Ja idę zaszaleć na parkiecie, a wy sobie róbcie co chcecie. – spojrzałem na Mike’a wzrokiem mówiącym: pamiętaj, że to moja siostra. Na co on uniósł ręce w obronnym geście, myślę, że będzie z nim bezpieczna, oby. Te dwa gołąbeczki były najwyraźniej zachwycone, że zostaną same. Skierowałem się w stronę parkietu, gdzie tańczyło dużo pięknych dziewczyn. Od razu przykleiła się do mnie jakaś blondynka, nie była zła, ale coś w niej strasznie mi się nie podobało. Później tańczyłem jeszcze z innymi dziewczynami, ale żadna jakos szczególnie mnie nie zainteresowała. Postanowiłem coś wypić, więc skierowałem się do baru. Niedaleko mnie siedziała jakaś niska dziewczyna o jak to się mówi wiśniowych włosach, w sumie ten kolor jej pasował. Widać, że nie dawno pofarbowała włosy, ona ni kogoś przypominała, ale kogo? Ja ją skądś chyba znałem, a tak to Amanda z mojej szkoły, nie znałem jej za dobrze, ale wydawała się nawet fajna. Było mi jej szkoda, siedziała sama przy barze, wszyscy obchodzili ją szerokim łukiem. A co mi tam, będę odważny i podejdę, wiem, że to nie było zbyt mądre no, ale raz kozie śmierć.
 - No hej – zagadałem
 - Cześć Alan – uśmiechnęła się szczerze – Chyba jesteś jedynym chłopakiem, który nie boi się do mnie podejść – westchnęła smutno.
 - To, że twoim chłopakiem jest największy brutal w szkole, mało mnie interesuje. – wzruszyłem ramionami.
 - Naprawdę nie boisz się go? Przecież on może zrobić ci krzywdę. Wiesz, że to on zabił tego Matt’ a, który mu się postawił. Szkoda, że go nie zamknęli, byłby święty spokój. – zamyśliła się.
 - Wszyscy w szkole wiedzą, że to on tyle, że nikt nie chciał zaznawać bo bał się o własne życie. – o tym wszystkim było bardzo głośno rok temu. Słodki chłopaczek staną w obronie kumpla i dość mocno oberwał, ba tak oberwał, że teraz leży na cmentarzu. Winowajcy nie zamknęli bo nie mieli wystarczająco dużo dowodów przeciw niemu.
 - Wiesz, że może zrobić ci krzywdę, za to, że ze mną rozmawiasz?! Nawet nie wiesz do czego jest zdolny. – była w kiepskim stanie, no cóż ten typ James trzymał ją krótko. Dziewczyna bała się z nim zerwać.
 - Przestań pleść głupoty! Nic mi nie zrobi – złapałem ją za rękę – Chodź zatańczyć.
 - Bardzo chętnie – poszła za mną na parkiet. Leciał jakiś wolniejszy numer więc objąłem ją w tali i zaczęliśmy tańczyć. Było bardzo przyjemnie, dziewczynie chyba też się podobało, cały czas się uśmiechała. No cóż pewnie ostatni raz tańczyła z chłopakiem, przed poznaniem Jamesa, on na nic jej nie pozwalał.
Teraz Amanda po raz pierwszy od dłuższego czasu się wyluzowała, wiedziałem to, ponieważ widziałem ją dużo razy na korytarzach szkolnych. Zawsze była smutna, samotna i przestraszona, a teraz była szczęśliwa. Dziewczyna wtuliła swoją twarz w moje ramie i westchnęła. Muszę przyznać, że polubiłem ją, była całkiem fajna. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie na co ona się zaśmiała i mnie objęła. Spojrzałem w jej piękne brązowe oczy, nawet nie zauważyłem kiedy nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Pocałowałem ją, a ona odwzajemniła pocałunek, poczułem jak dreszcz ekscytacji przebiega przez moje ciało. Lecz dziewczyna po chwili opanowała się i przerwała pocałunek, nie byłem zbyt pocieszony, takim obrotem sprawy.
 - To nie powinno się wydarzyć – powiedziała, na jej policzkach zauważyłem dwa duże rumieńce.
 - Ja tam się cieszę – dałem jej jeszcze jednego buziaka w policzek. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w tym momencie moje życie zmieni się nie do poznania. Nie wiedziałem, że pożałuję tego co zrobiłem parę minut temu. Nie pomyślałem o konsekwencjach…szkoda…

-----------------------------------------------------
proszę o komentarze i reakcje! ;))) 

wtorek, 24 kwietnia 2012

Rozdział 1


Jeśli inny człowiek zrobi ci coś złego, uważasz to za złość i chamstwo. Jeśli ty zrobisz człowiekowi coś złego, uważasz to za sprawiedliwość.
~ciastek
   
       Strasznie boli mnie głowa, nic nie pamiętam. O ja pierdolę co się ze mną działo? Co wczoraj robiłem? Pamiętam tylko tyle, że byłem w klubie i siedziałem przy barze, a dalej nic, kompletna pustka. No pięknie znowu to samo. Znając życie dostanę taki opierdol od rodzicieli, że się nie pozbieram. I wszystko odbędzie się jak zwykle. Wrócę do domu, rodzice wyślą mnie do szkoły, a ja spróbuję się wymigać. W takich chwilach zastanawiam się po co żyć? Żeby mieć ciągle kaca po imprezie? No marna zachęta, ale cóż trzeba jakoś przeżyć jeden rok z moimi staruszkami, a potem upragniona wolność. Wyprowadzę się z domu i już nie wrócę. To są moje plany: wyjadę i będę korzystać z życia. Będę miał w dupie studia, bo po co mi to?
        Rozejrzałem się dookoła, nie znałem tego miejsca, to na pewno nie był mój pokój. Pomieszczenie było dość spore i urządzone raczej w kobiecym stylu, no bo który normalny facet pomalował by ściany na różowo?! Dopiero teraz zauważyłem, że nie jestem sam, obok mnie spała jakaś dziewczyna. Nie znałem jej, ale była całkiem, całkiem. No Alan chłopie masz dobry gust!
 - Fajnie było, ale się skończyło – westchnąłem cicho, żeby nie obudzić nieznajomej.
       Lepiej będzie, jeśli już pójdę. Z doświadczenia wiem, że jeśli ona się obudzi to będę miał problem. Po cichu wstałem i zacząłem się ubierać. Moje ubrania walały się po całym pokoju, no musiało wczoraj być naprawdę przyjemnie. Po chwili już byłem kompletnie ubrany, zacząłem kierować się w kierunku drzwi. Jeszcze tylko pięć metrów, trzy metry, metr i …
 - Ykhym… - ktoś odchrząknął, a ja zamarłem. Jeszcze chwila i by się udało! Odwróciłem się i spojrzałem na nie śpiącą już nieznajomą. Uśmiechnęła się do mnie z radością… co ja jej wczoraj powiedziałem, że jest taka szczęśliwa?! – Gdzie ty się wybierasz? – spytała podejrzliwie
 - Czy to pytanie retoryczne? Oczywiście, że do domu. – zirytowało mnie to, zacząłem się wycofywać tyłem.
 - Stój – powiedziała stanowczo i podeszła do mnie zwinięta w kołdrę. Mniemam, że pod spodem nic nie miała, ale to taki szczegół.
 - Czego chcesz? – nie wiedziałem co zrobić
 - Wczoraj mówiłeś, że mnie kochasz – uśmiechnęła się do mnie.
- Wczoraj to było wczoraj, a dzisiaj to dzisiaj – czy ona naprawdę jest taka głupia czy tylko mi się wydaje?!
 - Ale … - uśmiech zniknął
 - Dziewczyno nic do ciebie nie czuję! – walnąłem prosto z mostu, po co kłamać? Zawsze tak robiłem, nie zwracałem uwagi na to czy to ją zasmuci. Szczerze mówiąc miałem to gdzieś, co ona czuje.
 - Przespaliśmy się ze sobą – wydukała. Ona chyba powinna dostać medal za spostrzegawczość. Ta rozmowa coraz bardziej mnie irytowała, chciałem jak najszybciej stąd wyjść.
 - Zrozum zabawiłem się tobą – no czy to tak trudno zrozumieć?!
 - Co?! – widać nie mogła dojść do tej główki prawda.
 - To była tylko zabawa – powiedziałem wolno, żeby zrozumiała. Starałem się jej pomóc to zrozumieć, a ona co? Zera wdzięczności! Na dodatek dostałem z liścia, w sumie mogło być gorzej. Pewna dziewczyna podczas takiej rozmowy rzuciła we mnie patelnią. To bolało, bardzo…
 - Ty świnio wynoś się stąd! – wskazała palcem drzwi.
 - Bardzo chętnie – w końcu mogłem wyjść z jej mieszkania. No to teraz do domciu. No Alan przespałeś się z dziewczyną, która mieszka na tej samej ulicy co ty. Głupszego pomysłu nie mogłem wymyślić? Teraz prawdopodobnie ciągle będę ją spotykał, a ona będzie mordować mnie wzrokiem. No cóż było minęło, po co zaprzątać sobie tym głowę? Co powiedzieć starym jak wrócę? Że znowu poszedłem do klubu, upiłem się i przespałem z nieznajomą? To był głupi pomysł, przecież jestem niepełnoletni. Chyba by mnie zabili jakbym tak powiedział. Tak już to sobie wyobrażam.  Zabiją, zakopią, odkopią, potną, podpalą, zgaszą i wyślą do szkoły. Ja pierdolę za godzinę zaczynam lekcje, nie no nie mam ochoty tam iść.
 - Drogi panie, gdzie to się było w nocy? – ojciec przeszywał mnie wzrokiem.
 - U kumpla – skłamałem
 - A skąd mam mieć pewność, że to prawda? – nie dawał za wygraną. Czy on choć raz może się mnie nie czepiać? Czy ja o tak wiele proszę?
 - Tato Alan naprawdę był u Mike’a , widziałam ich – znikąd pojawiła się moja siostrzyczka bliźniaczka i jak zwykle ratowała mi tyłek. Zawsze była taka święta i grzeczniutka, a ja byłem uważany za diabła. Miałem tego dosyć czy ona zawsze musi być taka grzeczna?
 - Alan za pół godziny zaczynasz lekcje – upomniała mnie rodzicielka z wrogim spojrzeniem. Podała mi plecak i wskazała na drzwi wyjściowe.
 - Ale jestem zmęczony – przecież nie mogłem powiedzieć, że miałem kaca to było by samobójstwo.
 - Idź już – matka była uparta
 - Pa! Kocham was! – pożegnała rodziców Kate czyli moja bliźniaczka i wyszła, a ja z jękiem podreptałem za nią.
 - Nara – rzuciłem do staruszków i wyszedłem z tego piekła.
 - Co masz pierwsze? – spytała mnie siostra idąc ze mną do szkoły.
 - A bo ja wiem – zirytowało mnie to, skąd ja to mam wiedzieć? – a co?
 - Tak się pytam – nie mieliśmy wspólnych tematów, z każdym dniem oddalaliśmy się od siebie. Kiedyś byliśmy nierozłączni, a teraz? Teraz jest zupełnie inaczej.
 - Co robisz po szkole? – próbowała podtrzymać rozmowę
 - Nie wiem – nie miałem ochoty z nią gadać o mnie – a ty? – spytałem.
 - Idę do domu seniora, a potem do schroniska. – powiedziała. No tak moja siostra uwielbiała udzielać się charytatywnie. Jak nie w domu seniora to w schronisku, jak nie w schronisku to w hospicjum, jak nie w hospicjum to w domu dziecka i Bóg wie gdzie jeszcze.
 - Aha. Słuchaj ja jeszcze po drodze wpadnę do Mike’ a, bo zostawiłem u niego telefon. Spotkamy się po szkole. – oczywiście to nie była prawda, po prostu postanowiłem iść do szkoły na około sam.
 - Ok pa! – podarowała mi piękny uśmiech, też się wyszczerzyłem tyle, że sztucznie. Kiedy zniknęła za zakrętem od razy poszedłem w kierunku parku, niemiałem zamiaru iść dzisiaj do szkoły. Rozejrzałem się dookoła, nikogo znajomego wokół mnie nie było. Wyciągnąłem z kieszeni papierosy i zapaliłem. O tak tego było mi trzeba, o wiele lepiej. Byłem nałogowym palaczem wiem, że to nie zdrowe, ale mam to w dupie. Nie idę do szkoły, bo po co? I tak się niczego nie nauczę, w najlepszym wypadku przepiszę od kumpla lekcje i co mi to da? No nic i tak nie zdam. Myślę, że nauczyciele nie będą zachwyceni, że mnie nie ma, ba oni będą skakali ze szczęścia.
       Poszedłem jak zwykle do parku i jak zawsze usiadłem na swojej ulubionej ławce. Cisza i spokój, nic się nie działo. Nawet nie zauważyłem, że wypaliłem całą paczkę petów, bez zastanowienia wyjąłem drugą.  Uwielbiałem tak bez czynnie siedzieć i rozmyślać o moim życiu, o moim tragicznym życiu. Wiedziałem, że w końcu przez palenie, ćpanie i robienie innych rzeczy   w końcu mnie wykończy. Ale po co martwić się przyszłością? Trzeba żyć chwilą, bo nie wiadomo co stanie się jutro, albo za tydzień.
 - Wiedziałem, że cię tu znajdę – usłyszałem znajomy głos. Po chwili obok mnie usiadł jeden z moich kumpli Mike.
 - Mike! Siema! – przybiłem mu piątkę – Co tam?
 - Dobrze. Mam pytanie. – wyjął z mojej paczki jednego papierocha i zapalił.
 - Jakie? – nie wiedziałem o co mu chodzi
 - Co chciałaby dostać twoja siostra na urodziny? -  spytał, no tego pytania to się nie spodziewałem.
 - Nie rozumiem – czy on musi zadawać takie trudne pytania rano?
 - Za dwa tygodnie są wasze siedemnaste urodziny – spojrzał na mnie jak na debila. No dobra zapomniałem o tym, ale żeby tak się na mnie dziwnie patrzeć?
 - Nie wiem, kup jej jakieś badyle i będzie git – mało mnie to wszystko obchodziło.
 - A ty co jej dasz? – spytał
 - Zaszczycę ją swoją obecnością – powiedziałem
 - Taaa… A tak naprawdę? – nie dawał za wygraną
 - Od jakiegoś czasu zbieram kasę na deskę surfingową. Niech zaszaleje dziewczyna. – zgasiłem resztkę papierosa.
 - Takie poświęcenie z twojej strony?!  To coś nowego. – zaskoczyłem go
 - No cóż, czasami potrafię zaskoczyć – westchnąłem
 - To co idziemy do mnie? Mam piwo w lodówce. – zaproponował Mike
 - I ty dopiero teraz mi o tym mówisz?! – zirytowałem się po raz kolejny tego dnia. Ja pierdolę.  

sobota, 21 kwietnia 2012

Epilog


Czuję, że umieram z samotności, z miłości, z rozpaczy, z nienawiści - ze wszystkiego, co może mi zaoferować ten świat.
— Emil Cioran

   Dopiero teraz cię doceniłem, dopiero teraz dotarło do mnie, że jesteś mi potrzebna. Tyle razem przeszliśmy, tyle kłótni, przykrych słów, a ty i tak mi pomagałaś, wspierałaś mnie. Zawsze chciałaś dla mnie jak najlepiej, lecz ja miałem cię często za utrapienie, przeszkodę, coś  nie potrzebnego. Byłem dupkiem, skończonym idiotą, to wszystko moja wina i tylko moja. To ja popełniłem błąd, za którego to ty zapłaciłaś. Życie jest niesprawiedliwe, to ja powinienem pokutować za swoje błędy, nie ty. Przeze mnie cierpią inni.
      Tamtego dnia nie zastanawiałem się nad tym co robię, nad skutkami mojego zachowania. Nadal nie mogę  uwierzyć w moją bezmyślność, głupotę. Nie potrafię dopuścić do siebie myśli, że zawiodłem wszystkich. Wiem, że jesteś gdzieś w pobliżu, czuję twoją obecność. Czasami mam wrażenie, że słyszę twój zatroskany i pouczający głos. Żałuję, byłem kretynem...
       Ktoś kiedyś powiedział, że mamy prawo popełniać życiu wiele błędów, oprócz jednego: tego, który niszczy nas samych. Ja taki popełniłem, wystarczył jeden nieprzemyślany czyn, jeden drobny błąd, aby zniszczyć wszystko. Jeden zły krok i reszta nieszczęść spłynęła jak lawina. Niepokonana, lawina bez litości, która zrujnowała to co najpiękniejsze. To na czym mi zależało, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałem. Żywioł przeszedł przez moje życie jak tornado, wszystko zaczęło się zmieniać, ja się zmieniłem...  


---------------------------------------------------------------------------------------
jest epilog;)
proszę komentujcie! ;)))