poniedziałek, 21 maja 2012

Rozdział 5


Gdy człowieka, któremu wiodło się dobrze, spotyka niepowodzenie lub nieszczęście, zagłębia się on w sobie, wzmaga wymogi własnego sumienia, wymierza sobie karę i pokutę.
- Zygmunt Freud

 - Mamo – położyłem rękę na ramieniu rodzicielki z nadzieją, że w końcu się do mnie odezwie – Proszę nie skreślaj mnie. Odezwij się do mnie –  własna matka strąciła moją dłoń z ramienia i bez słowa wyszła z kuchni. Poszedłem za nią, dlaczego ona mnie olewa? Przystanąłem na korytarzu tuż przed dużym lustrem, przyjrzałem się swojemu odbiciu. Zacząłem płakać, wyglądałem  zupełnie jak moja siostra, jak moja zmarła siostra. Te same rysy twarzy, ten sam kolor włosów, ten sam uśmiech i te czekoladowe oczy. Byliśmy jak dwie krople wody, nie mogłem dłużej patrzeć na swoje odbicie, to było dla mnie za wiele. Rodzice mieli mnie gdzieś żałowali, że to nie ja zginąłem w pożarze, obwiniali mnie za wszystko. choć nie znali prawdy, mieli rację, to była moja wina. Zmrużyłem powieki, żeby powstrzymać kolejny atak płaczu, takie życie to nie życie. Obok mnie przeszedł ojciec, nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, jakbym był niewidzialny. Miałem tego wszystkiego dosyć, serdecznie dość, chciałbym się zabić, ale jestem zbyt słaby. Nie dałbym rady.
   Wspiąłem się po schodach i zatrzymałem się przed drzwiami pokoju mojej siostry. Od czasu pogrzebu nikt tam nie zaglądał, nikt nie miał odwagi, ja też. Może teraz już jestem gotowy? Może zajrzę tam na chwilę, żeby trochę powspominać dobre czasy? Może w końcu pogodzę się z jej śmiercią? Niezbyt przekonany chwyciłem klamkę, zawahałem się, czy wytrzymam kolejny atak płaczu?
 - Dasz radę – szepnąłem i pchnąłem drzwi, niechętnie przekroczyłem próg. Od razu do mojego nosa dobiegł smród dawno nie wietrzonych pomieszczeń, podszedłem do okna i uchyliłem je. O tak teraz zdecydowanie lepiej.
     Pokój Kate był dużo większy od mojego, ściany miały beżowy kolor, a meble z drewna sosnowego. Pod oknem stało duże łóżko, na którym niepewnie usiadłem. Rozejrzałem się dookoła wszystko było takie martwe, jakby z tego pokoju ulotniło się życie razem z jego właścicielem. Podszedłem do biurka, na którym leżała otwarta książka, pewnie Kate czytała ją w dniu pożaru. Dotknąłem opuszkami palców zakładkę leżącą nieopodal i wetknąłem ją w miejsce gdzie moja siostra prawdo podobnie skończyła czytać. Odłożyłem książkę do biblioteczki stojącej obok biurka, dlaczego to zrobiłem? Sam nie wiem, można powiedzieć, że byłem tak jakby w jakimś transie. Jak na razie nie nastąpił atak płaczu z czego byłem trochę zadowolony, może te najgorsze dni są już za mną? Chyba raczej nie, coś mi się wydaje, że to dopiero początek. Zacząłem dalej zwiedzać pokój, przystanąłem obok uchylonych drzwi do garderoby, przez które był przewieszony jakiś materiał, po chwili dopiero skapnąłem się, że to ulubiona apaszka Kate, granatowa w białe prążki. Wziąłem ją w dłonie i mocno przytuliłem do siebie, wydawało mi się, że czułem jej zapach, słodkawy zapach mojej siostry. Może to dziwnie i niemożliwe, ale ten przedmiot był przesiąknięty jej zapachem. Nie wytrzymałem. Nogi miałem jak z waty, osunąłem się na ziemię i zwinąłem w kłębek. Zacząłem cicho szlochać trzymając w ręku ulubioną chustkę mojej siostrzyczki. Próbowałem opanować płacz, ale to było silniejsze ode mnie, nagle wspomnienia dały o sobie znać :

 - A co myślisz o tej? – spytała zachwycona Kate, pokazując mi jakiś granatowy kawał materiału.
 - Apaszka jak apaszka – wzruszyłem ramionami.
 - No proszę pomóż mi – siostra wręcz błagała o pomoc – Mi się podoba, ale co powiedzą inni?
 - Co się przejmujesz innymi? – troszeczkę mnie to zirytowało, nie miałem ochoty siedzieć całego dnia w tym cholernym sklepie.
 - Dobra nieważne. Widzę, że mi nie pomożesz, idę poszukać mamy – zniknęła pomiędzy półkami z ciuchami rozglądając się za matką.

 Nawet w tak błahej sprawie jej nie pomogłem, jaki ze mnie brat? Okropny, nigdy nie miałem dla niej szacunku, nigdy.
 - Przepraszam – szepnąłem przez płacz – Nie zasługiwałem na taką wspaniałą siostrę jak ty – dodałem wycierając łzy rękawem bluzy. Z trudem podniosłem się z ziemi i jeszcze raz rozejrzałem po pokoju. Na łóżku leżała jakaś sukienka, pewnie kupiła ją na nasze urodziny. Podszedłem i wziąłem ją ostrożnie w ręce, była całkiem ładna. Sukienka sięgała do połowy uda i była koloru beżowego. No nieźle by w niej wyglądała, ale niestety ona już nie będzie miała okazji jej włożyć. Kate planowała te urodziny od dobrych paru miesięcy.

 - Co robisz? – spytałem kładąc się na kanapie w salonie.
 - Przygotowuję listę gości na urodziny – odpowiedziała zamyślona – Masz jakieś wymagania co do tego? – spytała notując coś na kartce.
 - Hmm.. zaproś tą Amandę – już wtedy czerwono włosa wpadła mi w oko.
 - Czy ja wiem – niezbyt podobał jej się mój pomysł – Przecież to dziewczyna tego brutala, możemy mieć kłopoty  - widać nie była taka głupia, wiedziała dość sporo o tym chamskim Jamesie.
 - Nie to nie – westchnąłem.
 - Pomożesz mi z zaproszeniami? – spytała z nadzieją.
 - Nie chce mi się – wyciągnąłem się leniwie na kanapie.
 - Szkoda – posmutniała.

   To wspomnienie też nie przyniosło mi ulgi, wręcz odwrotnie, ono jeszcze bardziej pogorszyło moje samopoczucie. Próbowałem sobie przypomnieć sytuację w której choć raz jej pomogłem. Nic nie przychodziło mi do głowy, dlaczego? Bo takie zdarzenie nie miało nigdy miejsca, zawsze uprzykszałem jej życie, psułem jej humor, a ona i tak mnie kochała i nigdy nie przestała kochać.
   Położyłem się na łóżku należącym do Kate i wypłakiwałem się w jej poduszkę. Co ja zrobiłem ze swoim życiem, co się ze mną stało? Przypomniałem sobie słowa siostry: kiedyś byłeś inny. Tak miała rację, kiedyś byłem słodkim troskliwym chłopcem. Dlaczego się zmieniłem? To proste, poznałem dziewczynę, zakochałem się mówiła, że czuje to samo. Dogadzałem jej na każdym kroku, a ona co? Pewnego dnia powiedziała, że mnie nie kocha i nigdy nie kochała. To był najgorszy moment w moim życiu, ciągle słyszę jej słowa, one siedzą w mojej głowie i już nigdy nie wyjdą. Nie zapomnę tego co mi zrobiła. Jaką przykrość mi sprawiła. To wtedy się zmieniłem, miałem wszystko gdzieś, siostrę również skreśliłem, sam nie wiem dlaczego.
   Przypomniałem sobie to co Kate powiedziała mi w pracowni tuż przed pożarem: Nieszczęśliwa miłość to nie powód, żeby zmieniać się w kogoś takiego. Wtedy nie chciałem jej słuchać, ale teraz wiem, że miała rację. Moja siostra jak zwykle miała rację, a ja jak zwykle się myliłem. Tym razem się jej posłucham i zmienię się. Tak, stanę się kimś lepszym, zrobię to dla niej, dla Kate. Dobrze pamiętam co powiedziała dalej: kiedyś ty zostałeś skrzywdzony, a teraz ty krzywdzisz innych. W tym także miała rację. Ale wiem co zrobię, zacznę od tej dziewczyny, której powiedziałem, że ją kocham, wykorzystałem ją. Zwinąłem się w kłębek i dalej wypłakiwałem się w poduszkę, w poduszkę mojej zmarłej siostry. Doskonale pamiętam jak kiedyś była burza, strasznie się baliśmy, więc schowaliśmy się właśnie pod tą kołdrą i czekaliśmy aż ten koszmar się skończy.
 - Co ty tu robisz? – do pokoju weszła mama, była strasznie wkurzona.
 - Mamo… - powiedziałem cicho.
 - Wynoś się stąd. – pokazała palcem drzwi.
 - Muszę ci coś powiedzieć… - chciałem zacząć wszystko od nowa, miałem zamiar przeprosić ją za moje wcześniejsze zachowanie.
 - Nic nie mów! Wyjdź! Jak śmiesz wchodzić do pokoju swojej siostry?! – nie chciała mnie słuchać – Kiedy ona żyła, traktowałeś ją jak śmiecia, a teraz masz czelność leżeć w jej łóżku?! – po  policzku rodzicielki spłynęła wielka łza.
 - Chciałem tylko… - też zacząłem płakać.
 - Jeszcze tu jesteś?! Dlaczego jej nie uratowałeś?! – w jej oczach dominowała wielka rozpacz – Zginęła przez ciebie. To ty ją zabiłeś! – w sumie miała niestety rację.
 - Proszę daj mi drugą szansę… zmienię się… - wyszeptałem załamany.
 - Nie chcę na ciebie patrzeć! Nie jesteś już moim synem! Wynoś się z tego domu i nigdy nie wracaj – pękło mi serce, moja własna mama mnie nienawidziła. Tego było za wiele, za dużo bólu i nienawiści. Wybiegłem z pokoju, słyszałem jak rodzicielka mówi sama do siebie:
 - Córciu nie martw się, twój wyrodny brat już nigdy nie przekroczy progu tego domu – te słowa do końca mojego beznadziejnego życia, zostawiły bliznę w mojej podświadomości.
   Szybkim krokiem opuściłem rodzinny dom, w którym spędziłem całe swoje dzieciństwo. Spojrzałem po raz ostatni na budynek, który był źródłem całego mojego szczęścia jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Na same wspomnienia pojawił mi się uśmiech na twarzy. Zauważyłem, że w oknie kuchni stoi mój tata. Był smutny, wydawało mi się, że płakał, ale to chyba niemożliwe, mój tatuś nigdy nie okazywał uczuć w taki sposób, on był silny, o wiele silniejszy ode mnie. Pomachałem ojcu na pożegnanie, lecz on tylko odwrócił się do okna plecami i odszedł.  Wtedy po raz ostatni w swoim marnym zyciu widziałem swoich rodziców, niestety. Niechętnie odwróciłem się w stronę parku, nigdy nie sądziłem, że w ciągu jednego dnia doświadczę tyle cierpienia.  Nie miałem już niczego, straciłem wszystko i wszystkich. Nikt mnie nie kochał, nie mam już rodziców, siostry,  a reszta rodziny miała mnie gdzieś. Doszedłem do swojej ławeczki i położyłem się na zimnych drewnianych deskach. Nagle spadł deszcz, nie przeszkadzało mi to, przynajmniej nikt nie widział moich słonych łez. Zamknąłem oczy… nikt mnie nie potrzebuje, nikt mnie nie kocha, wszyscy mnie nienawidzą, doprowadziłem do śmierci mojej własnej siostry, skrzywdziłem tyle ludzi…. W końcu zasnąłem, kamiennym snem.

_____________________________________________________
proszę o komentarze i reakcje ;) zapraszam na moje pozostałe dwa blogi ;)

sobota, 12 maja 2012

Rozdział 4





(piosenka zalinkowana w słowie music)


      Śmierć kogoś kogo się kochało to najgorsze co może spotkać człowieka. Moment w którym musieliśmy go pożegnać na zawsze, jest chwilą która na zawsze pozostaje w naszej pamięci. Nikt nie wie kiedy to się stanie, no może tylko i wyłącznie sam Bóg. Czy można od tego uciec? Do pogrzebu bliskiej osoby? Nie, to musiało nastąpić prędzej czy później, w moim przypadku nastąpiło to prędzej.  Za szybko, ona powinna jeszcze żyć, dlaczego jej tu nie było? Dlaczego opuściła ten świat bez pożegnania? Bo byłem kompletnym egoistą, nie myślącym o konsekwencjach. Myliłem się, bardzo się myliłem. Kiedy żyła traktowałem ją jak powietrze, ciągle mnie kontrolowała, chciała spędzać ze mną jak najwięcej czasu, a ja ignorowałem to. Wtedy miałem ją gdzieś, co ja sobie myślałem?! Przecież to moja siostra, a ja ją kompletnie ignorowałem. Żałuję tego, bardzo. Mogłem być lepszym bratem, właśnie mogłem, teraz jest już za późno. Ona nigdy nie doświadczyła żadnych uczuć, żadnej troski z mojej strony. Nie mówiłem jak bardzo ją kocham, szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o tym żeby powiedzieć jej te dwa słowa. Kate często mi mówiła, że mnie kocha, że jestem wspaniałym bratem. Ta jasne, nieźle zmyślała, nic byłem dobrym bratem i wiem to doskonale. Niestety już nie mogłem tego naprawić, było za późno…
     Siedziałem w pierwszej ławce w kaplicy, nie mogłem skupić się na różańcu, ciągle błądziłem myślami zupełnie gdzieś indziej, gdzieś daleko stąd.  Wszyscy modlili się za duszę zmarłej, ale ja jakoś nie miałem na to sił, nie mogłem wydusić z siebie jednego najmniejszego dźwięku, tak jakby ktoś zatkał mi mocno usta. Nie miałem odwagi podnieść głowy i spojrzeć na otwartą trumnę, gdzie leżała osoba, która zawsze chciała mi pomóc, a ja nawet nie zauważałem jej. Słyszałem cichy szloch mojej mamy i pociąganie nosem taty. To wszystko moja wina. Ten pożar był wywołany przez Jamesa, nie było to udowodnione, ale ja i tak wiedziałem, że to była jego zemsta. Skrzywdziłem nie tylko Kate, która zapłaciła za moje błędy życiem, ale też wszystkich zebranych w kaplicy. Rozejrzałem się dookoła za zebranych żałobników, była tam cała moja rodzina, a także koleżanki siostry i Mike, no tak Kate to jedyna dziewczyna do której poczuł coś więcej, a mieli być taką ładną parą. Mieli ale już nie będą. W oczach kumpla widziałem łzy, on ją naprawdę kochał. Tuż obok Mike’a stała za spuszczoną głową Amanda, to miłe z jej strony, że przyszła. Pewnie też czuła się odpowiedzialna za śmierć Kate, ale to ja miałem największe wyrzuty sumienia. W końcu odważyłem się i spojrzałem niepewnie do przodu. Od razu po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Tam w tym drewnianym pudle leżała moja kochana siostrzyczka. Miała zamknięte oczy i poważną minę, gdzieniegdzie było jeszcze widać oparzenia po pożarze w którym zginęła. I to była moja wina. Leżąc tak bez ruchu przypominała mi małą kukiełkę bez życia, wstrząsną mną dreszcz. Życie wyleciało z niej całkowicie i już nigdy nie wróci, już nigdy nie będziemy się śmiać z własnych głupot. Nie, to już nie będzie to samo. Te dobre chwile nie wrócą, ona nie wróci. Była… martwa… To ciągle do mnie nie potrafiło dotrzeć, nie mogłem uwierzyć w to co się działo. Przyjrzałem  się pozłacanej tabliczce na trumnie, uparcie wpatrywałem się w słowa: Kate Melanie Helen Williams pokój jej duszy. Miałem nadzieję, że zaraz literki zmienią swoją kolejność i osobą leżącą w środku okaże się ktoś inny, a ja i siostra będziemy znów rodzeństwem, tyle, że tym razem szczęśliwszym i najlepszym na świecie rodzeństwem.  Lecz niestety to nie nastąpiło, napis pozostał na swoim miejscu. Z rezygnacją opuściłem głowę, moim ciałem zawładnęły dreszcze rozpaczy. Czułem się jak cień człowieka, to nie był już ten Alan, to był ktoś zupełnie inny, ktoś kto nie zazna już nigdy szczęścia.
 - Proszę pożegnać się ze zmarłą. Zaraz zawieziemy trumnę z ciałem do kościoła na mszę – powiedział oschle facet z domu pogrzebowego. Rodzice wstali i skierowali się w kierunku zmarłej córeczki, a ja snułem się za nimi. Mama była jak głaz nie okazywała jak na razie żadnych uczuć, nawet przy pożegnaniu z Kate nie płakała, sprawiała wrażenie jakby była tylko ciałem w kaplicy. A tata? Tata powstrzymywał się od płaczu, kiedy pocałował swoją córkę w czoło, po jego policzku spłynęła wolno jedna pojedyncza łza. Teraz moja kolej. Wolnym krokiem podszedłem do trumny i spojrzałem na nią, była taka delikatna i bezbronna, dlaczego właśnie ją to musiało spotkać?! Moje oczy znów się zaszkliły, poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, odwróciłem głowę i zobaczyłem Mike’a, uśmiechnął się blado. Pewnie chciał mnie tym gestem wesprzeć, ale ja i tak dalej ryczałem. Nachyliłem się nad Kate i lekko pocałowałem ją w policzek, była zimna, strasznie zimna. Miałem nadzieję, że tylko śpi i zaraz otworzy te swoje duże czekoladowe oczy z uśmiechem. Stałem i czekałem na cud, ale niestety dotknęło mnie kolejne rozczarowanie.
 - Przepraszam, to wszystko moja wina. Wybacz mi. – wyszeptałem i wybiegłem z kapliczki za zewnątrz, chcą znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego. Wszyscy składali rodzicom kondolencje, do mnie nikt nie podszedł, stałem tam jak palec, nikogo nie obchodziłem. Miałem wrażenie, że wiedzieli, że to moja wina. Przecież to niemożliwe, policja wykluczyła podpalenie, ale ja i tak wiedziałem swoje.
 - Współczuję – podeszła do mnie Amanda – Nie powinniśmy ze sobą rozmawiać i … - zaczęła szlochać – To on, to James – wyszeptała, a ja pokiwałem głową i bez słowa skierowałem się w kierunku kościoła gdzie miał się odbyć pogrzeb siostrzyczki. Usiadłem w pierwszej ławce, rodzice byli w tym samym miejscu co ja , tyle że po drugiej stronie ławki.  Oni mnie unikali, nie odzywali się do mnie od czasu pożaru. Wydaje mi się, że żałują, że to właśnie ja przeżyłem tą tragedię. Rodzice woleliby żebym nie żył.  Przez całą mszę płakałem i trzęsłem się jak galareta. Chyba pierwszy raz w życiu byłem taki smutny, nigdy tak nie cierpiałem jak teraz. Ksiądz zaczął opowiadać o tym co kate zrobiła dobrego dla innych, muszę przyznać, że całkiem sporo tego było. Mówił też, że zamiast rozpaczać po jej śmierci, powinniśmy wspominać wspólnie spędzone z nią chwile. Łatwo było mu powiedzieć, lecz trudniej zrobić. Nagle przypomniały mi się wakacje spędzone na farmie dziadków w dzieciństwie, kiedy mieliśmy po dziesięć lat:
   - No nie bój się – posłała mi uśmiech i pokazała na brązową klacz.
   - Ale co będzie jak spadnę? – byłem przerażony za samą myśl siedzenia w siodle tak wysoko.
   - Nie martw się jakby coś jestem w pobliżu – zachęcała mnie siostra
   - Nie dosiądę jej – byłem za mały, żeby sam wejść na konia, w końcu miałem dziesięć lat. Kate przykucnęła i wyciągnęła ręce żeby mnie podciągnąć do góry. Posłusznie położyłem stopę na jej dłoń i już po chwili siedziałem na brązowej klaczy. Nadal bałem się upadku, więc chwyciłem mocno lejce, aż mi kłykcie zbladły. Nagle koń ruszył powoli, złapałem rytm w którym się poruszał. Po drugim okrążeniu łąki już strach zupełnie mnie opuścił, więc przyspieszyłem. Było naprawę cudownie, lekki wiaterek rozwiewał mi włosy, czułem się jak wolny ptak. Wtedy wszystkie moje zmartwienia mnie opuściły to było jak magia.
   - I jak? Fajnie? – spytała Kate pomagając mi zejść z siodła.
   - Fantastycznie! Dziękuję, że mnie przekonałaś. – przytuliłem ją mocno, jako słodki dzieciak ciągle ją przytulałem, dopiero potem zacząłem ją odtrącać. Straciliśmy równowagę i ze śmiechem upadliśmy na świeżo skoszoną trawę. Mogę śmiało powiedzieć, że to były najlepsze wakacje w moim życiu.

     Z uśmiechem wspominałem to zdarzenie, to dzięki mojej siostrze pokochałem konie i wszystko z nimi związane. To dzięki Kate, dopiero teraz dopadła mnie rzeczywistość, ona nie żyła. Spojrzałem na trumnę i nie mogłem w to uwierzyć, w to, że mojej siostry już nie ma i nie będzie. Nigdy.
     Po mszy udaliśmy się na cmentarz, to był ostatni raz kiedy widziałem całą naszą rodzinę razem. Panowie zaczęli spuszczać trumnę do dziury, a mój wuj czytał list pożegnalny. Zachwiałem się jak zaczął wyczytywać tych wszystkich ludzi, z którymi po opuszczeniu tego świata żegna się moja siostra.
 -… Zmarła żegna także swojego kochanego brata Alana… - kiedy to usłyszałem musiałem podeprzeć się o sąsiedni nagrobek, żeby nie upaść. Co się tu działo? Jeszcze kilka dni temu droczyłem się z nią przed wyjściem do klubu. A teraz żegnam się z nią na zawsze.
   Goście zaczęli wychodzić z cmentarza, a moi rodzice także poszli, zaprosili wszystkich na stypę oprócz mnie, po prostu sobie poszli. Podszedłem do dziury, gdzie tam na dole leżała moja siostra. Usiadłem na ziemi i spojrzałem w niebo. Ona tam była, na pewno tam jest. Kate była w niebie, tyle dobrego zrobiła na tym świecie, więc jest gdzieś tam blisko Boga. Obróciłem w palcach czerwoną różę, którą zerwałem w ogrodzie dla niej. Spojrzałem na kwiat, był piękny tak jak moja siostra. Wrzuciłem ją do grobu i patrzyłem jak upada na jasno brązową pokrywę trumny. To koniec, nigdy jej noga nie postanie na tym świecie. Jej życie się skończyło, Bóg zabrał ją do siebie. Na samą myśl o tym, moim ciałem wstrząsną dreszcz, a potem…. Potem miałem atak płaczu, kolejny tego dnia, tyle, że jeszcze większy niż poprzednio. Z dużą siłą uderzyłem pięścią o ziemię.
 - Dlaczego mi ją zabrałeś? – krzyknąłem lecz mój głos w połowie zdania się załamał. Nikt mnie nie usłyszał, byłem zupełnie sam. Przez chwilę jeszcze słyszałem echo mojego głosu, a potem nic, kompletna cisza. Jakby nikt nic wcześniej  nie powiedział. – Dlaczego mnie zostawiłaś? Wiem, że byłem strasznym bratem, ale chciałbym to naprawić tyle, że to niemożliwe. – końcówkę zdania wyszeptałem.
     Oparłem się o sąsiedni nagrobek plecami, podwinąłem nogi pod brodę i schowałem twarz w dłoniach cichutko szlochając. Chciałbym dostać drugą szansę, chciałbym cofnąć czas. Chciałbym tyle, że to niemożliwe. Chyba zapomniałem, że powinienem cię wspierać i pomagać, przecież to obowiązek brata. Co ja zrobiłem? Do czego doprowadziłem? Zepsułem wszystko, nie naprawię tego, nie da się. Ciągle miałem dziwne przeczucie, że ona tu jest, że jej dusza nie odeszła. Czyżby to mogła być prawda? Czyżby moja siostra została tu ze mną i przyglądała mi się? Nie, ona jest w niebie i już tego nie zmienię, przecież nie mogę wierzyć w jakieś swoje wymysły. Jej tu nie ma i koniec. Siedziałem tak płacząc przez dłuższy czas, byłem zziębnięty i roztrzęsiony, a ataki płaczu następowały jeden po drugim. Drżącą ręką dotknąłem swoich ust, ciągle czułem na nich jej lodowaty policzek. Wtedy przy jej grobie ostatni raz w życiu dotknąłem jej kruchego ciała. Przymknąłem oczy, żeby stłumić kolejne łzy.  W końcu podniosłem się z brudnej ziemi i spojrzałem jeszcze raz w dół, w miejsce w którym leżała moja siostra.
 - Wybacz mi. – powiedziałem szeptem szlochając – przepraszam, że byłem najgorszym bratem na świecie – wytarłem niezdarnie łzy spływające po moich policzkach rękawem marynarki.  – Do zobaczenia w niebie – wyszeptałem i wolnym krokiem skierowałem się w stronę wyjścia, a potem chodziłem bez celu po obrzeżach miasta.

            
 ------------------------------------------------------
proszę o komentarze i reakcje ;) zapraszam na moje dwa pozostałe blogi ;p
                     



sobota, 5 maja 2012

Rozdział 3


Ćwiczę twardość, zarozumiałość, chamstwo. By któregoś dnia obudzić się i powiedzieć, że nienawidzę miłości.  
~weiwcakel ©


 - Alan! – krzyknęła moja siostra wchodząc do pokoju.
 - Zamknij się, głowa mnie boli – powiedziałem zdenerwowany. Po tak wspaniałej imprezie mogłaby mi dać choć trochę spokoju, ale nie ona musiała przerwać mój odpoczynek.
 - Było tyle wczoraj nie pić – wypięła mi język.
 - No mało piłem – w sumie to nic nie pamiętałem, oprócz pocałunku z Amandą.
 - Ta mało – prychnęła – Z tego co widziałam to nie było mało – pokręciła z dezaprobatą głową.
 - Oj cicho! Lepiej mów jak tam było wczoraj z Mike’m. – spojrzałem na nią wyczekująco.
 - No rozmawialiśmy, tańczyliśmy – rozmarzyła się – Alan nie szczerz się tak, przecież nie mam u twojego kumpla szans – moja siostra powinna być bardziej pewna siebie, ale nie jest. To trzeba w niej zmienić, bo inaczej będzie kiepsko z jej samooceną. Kiedyś też taki byłem, a teraz? Jestem strasznie pewny siebie.
 - Mogę się założyć, że zostaniecie parą  - czy ona naprawdę myślała, że nie ma u niego szans? Myliła się, Mike lubił takie jak ona czyli poukładane, ładne, urocze i inteligentne. No przyznaję moja siostra była piękna, ale to moja kopia, więc musi być ładna. Jednak myliłem się co do tego czy będą razem, oni nigdy nie będą szczęśliwi ze sobą, nigdy. Widocznie nie było im to pisane, jednak wtedy nikt nie wiedział co się wydarzy. Chyba tylko Bóg to wiedział, tylko on.
   Przyjrzałem się dokładnie mojej siostrze, wyglądała zupełnie tak jak ja, byliśmy tacy podobni. Te same rysy twarzy, czekoladowe oczy i te dołeczki, kiedy się uśmiechaliśmy. Miała dość ciemną karnację tak jak ja, można powiedzieć, że mieliśmy coś z mulackiej urody.
 - Dobra zmieniając temat – widać nie chciała zwierzać się braciszkowi – Przyjdziesz po mnie po warsztatach plastycznych? Bo wiesz ciemno będzie, a ja nie chcę iść sama przez cały Londyn – Kate za żadne skarby świata nie chciała przyznać, że boi się ciemności.
 - Niech ci będzie przyjdę – w sumie to i tak nie miałem nic do roboty -  No bo jak cię ktoś zgwałci to będzie jak zwykle moja wina – zażartowałem.
 - To nie jest śmieszne – dostałem torebką w głowę – To o 21 masz być  - wyszła z domu, a ja w końcu miałem święty spokój. Spojrzałem na zegarek 16, czyli miałem jeszcze sporo czasu na drzemkę. Z uśmiechem na twarzy położyłem się na kanapę i odpłynąłem w objęcia Morfeusza.
     Miałem dziwny sen, taki strasznie rzeczywisty, w sumie to nie wiem czy mam się nim martwić. Śniło mi się, że jestem w tym samym klubie co wczoraj i znów całuję się z Amandą na parkiecie tyle, że  ta czułość była jakaś inna. Była tak jakby zakazana i strasznie niebezpieczna. Czułem, że ktoś mnie obserwuje wręcz morduje mnie wzrokiem. Lecz za żadne skarby świata nie mogłem zobaczyć kto jest tak wrogo do mnie nastawiony. Gdy zakończyłem namiętny pocałunek, coś podkusiło mnie, żeby się obejrzeć, z niecierpliwością czekałem aż moje ciało we śnie obróci się i zobaczę tego kogoś kto mnie obserwował.
  Nagle zadzwonił mój budzik, zakląłem pod nosem i go wyłączyłem. Czas jechać po moją kochaną siostrzyczkę, żeby nie włóczyła się po mieście sama. Byłem cholernie wkurzony, że nie zobaczyłem kto stał za mną, ciekawość mnie zżerała. Wychodząc z domu zauważyłem na wycieraczce jakąś kartkę, coś było na niej nabazgrane:
 Zniszczę twoje życie! Pożałujesz tego co zrobiłeś!
    Rozejrzałem się dookoła, lecz niestety było ciemno, więc nie zobaczyłem nikogo podejrzanego. Kto to mógł podłożyć?! Może to jakiś głupi żart, ktoś pewnie nieźle się bawi robiąc sobie ze mnie jaja, a ja biorę to na serio. Palant. Pokręciłem głową i wcisnąłem pogróżkę do kieszeni spodni, przecież nie będę śmiecił na swoim podwórku. Ta kartka to pewnie nic czym mógłbym się przejmować. Wyprowadziłem z szopy motor ojca, wziąłem kask i już po chwili kierowałem maszynę w kierunku centrum miasta. Wiem, że to trochę nie mądre prowadzić kiedy ma się kaca, ale przecież nie będę szedł przez cały Londyn na piechotę. To byłby horror. Dosłownie przez chwilę miałem dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, takie samo jak w śnie. Zajrzałem z wsteczne lusterko, ale nie zauważyłem  nic co by przykuło moją uwagę, więc nie przejmując się takimi drobnostkami jechałem dalej. W końcu dzięki mojej szybkiej jeździe mogłem zaparkować maszynę przed warsztatami punktualnie. Chyba pierwszy raz w życiu się nie spóźniłem. Kate chodziła na warsztaty plastyczne do nie zbyt dużego drewnianego domku na obrzeżach miasta. Budyneczek leżał na skraju dużego lasu, sprawiał wrażenie nowego, choć został wybudowany jakieś trzydzieści ileś lat temu. Chyba wiem dlaczego moja siostra lubiła tu spędzać wolny czas, świeże powietrze, miłe widoki i ten skromny domek. Po raz kolejny tego dnia poczułem się obserwowany, rozejrzałam się lecz tak jak poprzednimi razy nie zauważyłem nic co by mogło wzbudzić mój niepokój. No cóż to może przez tego kaca? Kto to może wiedzieć. Nie przejmując się moimi dziwnymi urojeniami, wszedłem do budynku gdzie już pewnie czekała na mnie moja siostra. Wnętrze  było urządzone w staromodnym stylu, wszędzie było pełno sztalug, farb, kredek i innych rzeczy służących do rysowania. Wzdłuż całego pokoju ciągnął się długi stół, na którym leżały jakieś papiery, a dookoła  mebla leżało dużo fioletowych puf. W domku nie było już nikogo, oprócz mojej siostry malującej coś przy jednej ze sztalug. Była tak pochłonięta tworzeniem dzieła, że nawet nie zauważyła mojego przybycia.
 - Zbieraj się! – krzyknąłem, a Kate aż podskoczyła zaskoczona.
 - Poczekaj – zbyła mnie – Tylko dokończę. Chodź zobacz. – kazała mi podejść  do  sztalugi i popatrzeć na jej rysunek.
 - Dobra – podszedłem i spojrzałem na płótno. Obraz przedstawiał prawdopodobnie  mnie i Kate na farmie u naszej babci, kiedy byliśmy dziećmi. Muszę przyznać, że moja siostra ma talent co do tworzenia obrazów.
 - Wow – podziwiałem – Piękne czasy – westchnąłem przypominając sobie dzieciństwo na tej magicznej farmie dziadków.
 - Alan kiedyś byłeś inny, byliśmy sobie bliscy, a teraz… - nie dokończyła.
 - Oddaliliśmy się od siebie? Stałem się człowiekiem nie okazującym żadnych uczuć? – pokiwała potwierdzająco głową.
 - Dlaczego się zmieniłeś? – była bardzo poważna, nigdy jej takiej nie widziałem.
 - Bo zrozumiałem, że na tym świecie nie warto okazywać uczuć – powiedziałem poważnie. Zacząłem unikać jej przeszywającego spojrzenie, uparcie wpatrywałem się w obrazek narysowany przez moją siostrę. Na nim byliśmy tacy szczęśliwi, a teraz kiedy jesteśmy starsi dopadła nas szara rzeczywistość. Przynajmniej mnie nie wiem jak było z Kate, ale ona chyba dalej myślała, że życie jest takie piękne i kolorowe.
 - Mylisz się – zaprzeczyła mojej teorii bycia.
 - Wcale nie. Kiedy byłem milutki i grzeczniutki dla wszystkich, poznałem pewną dziewczynę. Zakochałem się. – w końcu mogłem to z siebie wyrzucić – A ona zabawiła się moimi uczuciami i zostawiła, jak nic nie warty przedmiot. To bolało, bardzo bolało. W tamtej chwili uświadomiłem sobie, że nie warto okazywać pozytywnych uczuć – wyrzuciłem z siebie wszystko, co taszczyłem na swoich barkach od paru długich lat.
 - Nieszczęśliwa miłość to nie powód, żeby zmieniać się w kogoś takiego – zmierzyła mnie od stóp do głów i pokręciła głową z dezaprobatą.
 - Ja wiem swoje – nie chciałem, żeby właziła w moje życie brudnymi buciorami.
 - Alan zrozum, kiedyś ty zostałeś skrzywdzony, a teraz ty krzywdzisz innych – próbowała mi to wytłumaczyć, ale ja idiota oczywiście nie chciałem jej słuchać, teraz żałuję tego. Dlaczego akurat nasza ostatnia rozmowa wyglądała właśnie tak, no dlaczego?
 - Lepiej krzywdzić niż być krzywdzonym – nie miałem zamiaru dać się przekonać, że to ona ma rację.
 - Alan.. – siostrzyczka była uparta
 - Nic nie mów. Koniec tematu. – popatrzyłem na nią morderczym wzrokiem.
 - No dobra – poddała się – Czujesz dym? – rozejrzała się dookoła.
 - Co? – byłem zaskoczony taką zmianą tematu.
 - No śmierdzi dymem – skrzywiła się.
 - Ty faktycznie – dopiero teraz poczułem ten brzydki zapach – To chyba ze składziku – wskazałem na drzwi w rogu pokoju. Bez zastanowienia szybkim krokiem podszedłem do nich i otworzyłem na oścież. Ze małego składziku buchnął ogień i gorący żar, który  z ogromną siłą odrzucił mnie na niedaleko stojącą sztalugę. Poczułem silny ból z tyłu głowy, dotknąłem tego miejsca, poczułem ciepłą ciecz między włosami, która okazała się krwią. Nie mogłem się ruszyć, byłem sparaliżowany, wszystko mnie potwornie bolało.  Chyba ogłuchłem, gdyż widziałem jak moja siostra coś do mnie krzyczy przerażona, ale nic nie słyszałem. Poczułem jak Kate próbuje mnie podnieść ,ale byłem zbyt ciężki, w końcu odzyskałem słuch, błagała mnie żebym się podniósł. Tyle, że ja byłem bezradny, nie panowałem nad swoim ciałem, straciłem nad nim kontrole. Z przerażeniem patrzyłem jak ogień zwiększa w szybkim tempie swoją objętość, dlaczego ten domek musiał być z drewna?! Moja siostra usiłowała zgasić ogień, ale o był już zbyt duży, żeby nad nim zapanować. Spróbowałem się podnieść, odzyskałem czucie i w końcu mogłem wstać. Byłem słaby, strasznie słaby, ledwo przeszedłem kilka kroków.
 - Kate musimy uciekać! Dach się zaraz zawiali! – krzyknąłem. Lecz było już za późno wielka bela spadła na moją siostrę, uniemożliwiając jej ucieczkę. Szybko podbiegłem i próbowałem jej pomóc, niestety ten kawał drewna był zbyt ciężki, a ja zbyt słaby.
 - Ratuj się! – chyba już straciła wszelką nadzieję na ratunek. Ale ja nie miałem zamiaru jej tutaj zostawić, przecież to moja siostra. – Uciekaj! – wręcz błagał a mnie o to, żebym się ratował.
 - Nie zostawię cie! – musiałem jej pomóc, nie wiem jak ale musiałem. Byłem coraz słabszy, ale nadal próbowałem podnieść tą cholerną belkę, choć wiedziałem, że nie dam rady. Ogień był już wszędzie wiedziałem, że zaraz może zawalić się cała konstrukcja domku. Tlenu było coraz mniej, zacząłem się dusić. Kompletnie nic nie widziałem, wszędzie było pełno dymu. To była sytuacja bez wyjścia. Upadłem za ziemię, nie mogłem oddychać, miałem wrażenie, że ktoś mnie dusił. Nie myliłem się to ten cholerny dym mnie dusił. Nagle poczułem przeraźliwe gorąco w nogach, to ogień, ogień był wszędzie. To koniec, nie było żadnej drogi ucieczki. Zrezygnowany spojrzałem na Kate, nie ruszała się, czy wtedy jeszcze żyła? Nie wiem  i nigdy się nie dowiem.  A ja ? miałem wrażenie, że umierałem. Jak dla mnie czas się zatrzymał, już nic nie czułem. Dosłownie przez parę sekund moje całe marne życie przeleciało mi przed oczami. Złapałem moją siostrę za rękę, nie odpowiadała, na samą myśl, że mogła nie żyć olbrzymia łza spłynęła mi po policzku. Czy to naprawdę koniec?   

---------------------------------------------------------
proszę o komentarze i reakcje! ;)