Gdy człowieka, któremu wiodło się dobrze, spotyka niepowodzenie lub
nieszczęście, zagłębia się on w sobie, wzmaga wymogi własnego sumienia,
wymierza sobie karę i pokutę.
- Zygmunt Freud
-
Mamo – położyłem rękę na ramieniu rodzicielki z nadzieją, że w końcu
się do mnie odezwie – Proszę nie skreślaj mnie. Odezwij się do mnie – własna matka strąciła moją dłoń z ramienia i
bez słowa wyszła z kuchni. Poszedłem za nią, dlaczego ona mnie olewa?
Przystanąłem na korytarzu tuż przed dużym lustrem, przyjrzałem się swojemu
odbiciu. Zacząłem płakać, wyglądałem zupełnie
jak moja siostra, jak moja zmarła siostra. Te same rysy twarzy, ten sam kolor
włosów, ten sam uśmiech i te czekoladowe oczy. Byliśmy jak dwie krople wody,
nie mogłem dłużej patrzeć na swoje odbicie, to było dla mnie za wiele. Rodzice
mieli mnie gdzieś żałowali, że to nie ja zginąłem w pożarze, obwiniali mnie za
wszystko. choć nie znali prawdy, mieli rację, to była moja wina. Zmrużyłem
powieki, żeby powstrzymać kolejny atak płaczu, takie życie to nie życie. Obok
mnie przeszedł ojciec, nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, jakbym był niewidzialny.
Miałem tego wszystkiego dosyć, serdecznie dość, chciałbym się zabić, ale jestem
zbyt słaby. Nie dałbym rady.
Wspiąłem się po schodach i zatrzymałem się
przed drzwiami pokoju mojej siostry. Od czasu pogrzebu nikt tam nie zaglądał,
nikt nie miał odwagi, ja też. Może teraz już jestem gotowy? Może zajrzę tam na
chwilę, żeby trochę powspominać dobre czasy? Może w końcu pogodzę się z jej
śmiercią? Niezbyt przekonany chwyciłem klamkę, zawahałem się, czy wytrzymam
kolejny atak płaczu?
- Dasz radę – szepnąłem i pchnąłem drzwi,
niechętnie przekroczyłem próg. Od razu do mojego nosa dobiegł smród dawno nie
wietrzonych pomieszczeń, podszedłem do okna i uchyliłem je. O tak teraz
zdecydowanie lepiej.
Pokój Kate był dużo większy od mojego,
ściany miały beżowy kolor, a meble z drewna sosnowego. Pod oknem stało duże
łóżko, na którym niepewnie usiadłem. Rozejrzałem się dookoła wszystko było
takie martwe, jakby z tego pokoju ulotniło się życie razem z jego właścicielem.
Podszedłem do biurka, na którym leżała otwarta książka, pewnie Kate czytała ją
w dniu pożaru. Dotknąłem opuszkami palców zakładkę leżącą nieopodal i wetknąłem
ją w miejsce gdzie moja siostra prawdo podobnie skończyła czytać. Odłożyłem
książkę do biblioteczki stojącej obok biurka, dlaczego to zrobiłem? Sam nie
wiem, można powiedzieć, że byłem tak jakby w jakimś transie. Jak na razie nie
nastąpił atak płaczu z czego byłem trochę zadowolony, może te najgorsze dni są
już za mną? Chyba raczej nie, coś mi się wydaje, że to dopiero początek. Zacząłem
dalej zwiedzać pokój, przystanąłem obok uchylonych drzwi do garderoby, przez
które był przewieszony jakiś materiał, po chwili dopiero skapnąłem się, że to
ulubiona apaszka Kate, granatowa w białe prążki. Wziąłem ją w dłonie i mocno
przytuliłem do siebie, wydawało mi się, że czułem jej zapach, słodkawy zapach
mojej siostry. Może to dziwnie i niemożliwe, ale ten przedmiot był
przesiąknięty jej zapachem. Nie wytrzymałem. Nogi miałem jak z waty, osunąłem
się na ziemię i zwinąłem w kłębek. Zacząłem cicho szlochać trzymając w ręku
ulubioną chustkę mojej siostrzyczki. Próbowałem opanować płacz, ale to było
silniejsze ode mnie, nagle wspomnienia dały o sobie znać :
- A
co myślisz o tej? – spytała zachwycona Kate, pokazując mi jakiś granatowy kawał
materiału.
- Apaszka
jak apaszka – wzruszyłem ramionami.
- No
proszę pomóż mi – siostra wręcz błagała o pomoc – Mi się podoba, ale co
powiedzą inni?
- Co
się przejmujesz innymi? – troszeczkę mnie to zirytowało, nie miałem ochoty
siedzieć całego dnia w tym cholernym sklepie.
-
Dobra nieważne. Widzę, że mi nie pomożesz, idę poszukać mamy – zniknęła
pomiędzy półkami z ciuchami rozglądając się za matką.
Nawet w tak błahej sprawie jej nie pomogłem,
jaki ze mnie brat? Okropny, nigdy nie miałem dla niej szacunku, nigdy.
- Przepraszam – szepnąłem przez płacz – Nie
zasługiwałem na taką wspaniałą siostrę jak ty – dodałem wycierając łzy rękawem
bluzy. Z trudem podniosłem się z ziemi i jeszcze raz rozejrzałem po pokoju. Na
łóżku leżała jakaś sukienka, pewnie kupiła ją na nasze urodziny. Podszedłem i
wziąłem ją ostrożnie w ręce, była całkiem ładna. Sukienka sięgała do połowy uda
i była koloru beżowego. No nieźle by w niej wyglądała, ale niestety ona już nie
będzie miała okazji jej włożyć. Kate
planowała te urodziny od dobrych paru miesięcy.
- Co
robisz? – spytałem kładąc się na kanapie w salonie.
-
Przygotowuję listę gości na urodziny – odpowiedziała zamyślona – Masz jakieś
wymagania co do tego? – spytała notując coś na kartce.
-
Hmm.. zaproś tą Amandę – już wtedy czerwono włosa wpadła mi w oko.
- Czy
ja wiem – niezbyt podobał jej się mój pomysł – Przecież to dziewczyna tego
brutala, możemy mieć kłopoty - widać nie
była taka głupia, wiedziała dość sporo o tym chamskim Jamesie.
- Nie
to nie – westchnąłem.
-
Pomożesz mi z zaproszeniami? – spytała z nadzieją.
- Nie
chce mi się – wyciągnąłem się leniwie na kanapie.
-
Szkoda – posmutniała.
To
wspomnienie też nie przyniosło mi ulgi, wręcz odwrotnie, ono jeszcze bardziej
pogorszyło moje samopoczucie. Próbowałem sobie przypomnieć sytuację w której
choć raz jej pomogłem. Nic nie przychodziło mi do głowy, dlaczego? Bo takie
zdarzenie nie miało nigdy miejsca, zawsze uprzykszałem jej życie, psułem jej
humor, a ona i tak mnie kochała i nigdy nie przestała kochać.
Położyłem się na łóżku należącym do Kate i
wypłakiwałem się w jej poduszkę. Co ja zrobiłem ze swoim życiem, co się ze mną
stało? Przypomniałem sobie słowa siostry: kiedyś
byłeś inny. Tak miała rację, kiedyś byłem słodkim troskliwym chłopcem. Dlaczego
się zmieniłem? To proste, poznałem dziewczynę, zakochałem się mówiła, że czuje
to samo. Dogadzałem jej na każdym kroku, a ona co? Pewnego dnia powiedziała, że
mnie nie kocha i nigdy nie kochała. To był najgorszy moment w moim życiu,
ciągle słyszę jej słowa, one siedzą w mojej głowie i już nigdy nie wyjdą. Nie zapomnę
tego co mi zrobiła. Jaką przykrość mi sprawiła. To wtedy się zmieniłem, miałem
wszystko gdzieś, siostrę również skreśliłem, sam nie wiem dlaczego.
Przypomniałem sobie to co Kate powiedziała
mi w pracowni tuż przed pożarem: Nieszczęśliwa
miłość to nie powód, żeby zmieniać się w kogoś takiego. Wtedy nie chciałem
jej słuchać, ale teraz wiem, że miała rację. Moja siostra jak zwykle miała
rację, a ja jak zwykle się myliłem. Tym razem się jej posłucham i zmienię się. Tak,
stanę się kimś lepszym, zrobię to dla niej, dla Kate. Dobrze pamiętam co
powiedziała dalej: kiedyś ty zostałeś
skrzywdzony, a teraz ty krzywdzisz innych. W tym także miała rację. Ale wiem
co zrobię, zacznę od tej dziewczyny, której powiedziałem, że ją kocham,
wykorzystałem ją. Zwinąłem się w kłębek i dalej wypłakiwałem się w poduszkę, w
poduszkę mojej zmarłej siostry. Doskonale pamiętam jak kiedyś była burza,
strasznie się baliśmy, więc schowaliśmy się właśnie pod tą kołdrą i czekaliśmy
aż ten koszmar się skończy.
- Co ty tu robisz? – do pokoju weszła mama,
była strasznie wkurzona.
- Mamo… - powiedziałem cicho.
- Wynoś się stąd. – pokazała palcem drzwi.
- Muszę ci coś powiedzieć… - chciałem zacząć
wszystko od nowa, miałem zamiar przeprosić ją za moje wcześniejsze zachowanie.
- Nic nie mów! Wyjdź! Jak śmiesz wchodzić do
pokoju swojej siostry?! – nie chciała mnie słuchać – Kiedy ona żyła, traktowałeś
ją jak śmiecia, a teraz masz czelność leżeć w jej łóżku?! – po policzku rodzicielki spłynęła wielka łza.
- Chciałem tylko… - też zacząłem płakać.
- Jeszcze tu jesteś?! Dlaczego jej nie
uratowałeś?! – w jej oczach dominowała wielka rozpacz – Zginęła przez ciebie. To
ty ją zabiłeś! – w sumie miała niestety rację.
- Proszę daj mi drugą szansę… zmienię się… -
wyszeptałem załamany.
- Nie chcę na ciebie patrzeć! Nie jesteś już
moim synem! Wynoś się z tego domu i nigdy nie wracaj – pękło mi serce, moja
własna mama mnie nienawidziła. Tego było za wiele, za dużo bólu i nienawiści. Wybiegłem
z pokoju, słyszałem jak rodzicielka mówi sama do siebie:
- Córciu nie martw się, twój wyrodny brat już
nigdy nie przekroczy progu tego domu – te słowa do końca mojego beznadziejnego
życia, zostawiły bliznę w mojej podświadomości.
Szybkim krokiem opuściłem rodzinny dom, w
którym spędziłem całe swoje dzieciństwo. Spojrzałem po raz ostatni na budynek,
który był źródłem całego mojego szczęścia jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Na
same wspomnienia pojawił mi się uśmiech na twarzy. Zauważyłem, że w oknie
kuchni stoi mój tata. Był smutny, wydawało mi się, że płakał, ale to chyba
niemożliwe, mój tatuś nigdy nie okazywał uczuć w taki sposób, on był silny, o
wiele silniejszy ode mnie. Pomachałem ojcu na pożegnanie, lecz on tylko
odwrócił się do okna plecami i odszedł. Wtedy
po raz ostatni w swoim marnym zyciu widziałem swoich rodziców, niestety. Niechętnie
odwróciłem się w stronę parku, nigdy nie sądziłem, że w ciągu jednego dnia
doświadczę tyle cierpienia. Nie miałem
już niczego, straciłem wszystko i wszystkich. Nikt mnie nie kochał, nie mam już
rodziców, siostry, a reszta rodziny
miała mnie gdzieś. Doszedłem do swojej ławeczki i położyłem się na zimnych
drewnianych deskach. Nagle spadł deszcz, nie przeszkadzało mi to, przynajmniej
nikt nie widział moich słonych łez. Zamknąłem oczy… nikt mnie nie potrzebuje,
nikt mnie nie kocha, wszyscy mnie nienawidzą, doprowadziłem do śmierci mojej
własnej siostry, skrzywdziłem tyle ludzi…. W końcu zasnąłem, kamiennym snem.
_____________________________________________________
proszę o komentarze i reakcje ;) zapraszam na moje pozostałe dwa blogi ;)