sobota, 12 maja 2012

Rozdział 4





(piosenka zalinkowana w słowie music)


      Śmierć kogoś kogo się kochało to najgorsze co może spotkać człowieka. Moment w którym musieliśmy go pożegnać na zawsze, jest chwilą która na zawsze pozostaje w naszej pamięci. Nikt nie wie kiedy to się stanie, no może tylko i wyłącznie sam Bóg. Czy można od tego uciec? Do pogrzebu bliskiej osoby? Nie, to musiało nastąpić prędzej czy później, w moim przypadku nastąpiło to prędzej.  Za szybko, ona powinna jeszcze żyć, dlaczego jej tu nie było? Dlaczego opuściła ten świat bez pożegnania? Bo byłem kompletnym egoistą, nie myślącym o konsekwencjach. Myliłem się, bardzo się myliłem. Kiedy żyła traktowałem ją jak powietrze, ciągle mnie kontrolowała, chciała spędzać ze mną jak najwięcej czasu, a ja ignorowałem to. Wtedy miałem ją gdzieś, co ja sobie myślałem?! Przecież to moja siostra, a ja ją kompletnie ignorowałem. Żałuję tego, bardzo. Mogłem być lepszym bratem, właśnie mogłem, teraz jest już za późno. Ona nigdy nie doświadczyła żadnych uczuć, żadnej troski z mojej strony. Nie mówiłem jak bardzo ją kocham, szczerze mówiąc nigdy nie myślałem o tym żeby powiedzieć jej te dwa słowa. Kate często mi mówiła, że mnie kocha, że jestem wspaniałym bratem. Ta jasne, nieźle zmyślała, nic byłem dobrym bratem i wiem to doskonale. Niestety już nie mogłem tego naprawić, było za późno…
     Siedziałem w pierwszej ławce w kaplicy, nie mogłem skupić się na różańcu, ciągle błądziłem myślami zupełnie gdzieś indziej, gdzieś daleko stąd.  Wszyscy modlili się za duszę zmarłej, ale ja jakoś nie miałem na to sił, nie mogłem wydusić z siebie jednego najmniejszego dźwięku, tak jakby ktoś zatkał mi mocno usta. Nie miałem odwagi podnieść głowy i spojrzeć na otwartą trumnę, gdzie leżała osoba, która zawsze chciała mi pomóc, a ja nawet nie zauważałem jej. Słyszałem cichy szloch mojej mamy i pociąganie nosem taty. To wszystko moja wina. Ten pożar był wywołany przez Jamesa, nie było to udowodnione, ale ja i tak wiedziałem, że to była jego zemsta. Skrzywdziłem nie tylko Kate, która zapłaciła za moje błędy życiem, ale też wszystkich zebranych w kaplicy. Rozejrzałem się dookoła za zebranych żałobników, była tam cała moja rodzina, a także koleżanki siostry i Mike, no tak Kate to jedyna dziewczyna do której poczuł coś więcej, a mieli być taką ładną parą. Mieli ale już nie będą. W oczach kumpla widziałem łzy, on ją naprawdę kochał. Tuż obok Mike’a stała za spuszczoną głową Amanda, to miłe z jej strony, że przyszła. Pewnie też czuła się odpowiedzialna za śmierć Kate, ale to ja miałem największe wyrzuty sumienia. W końcu odważyłem się i spojrzałem niepewnie do przodu. Od razu po moich policzkach zaczęły spływać słone łzy. Tam w tym drewnianym pudle leżała moja kochana siostrzyczka. Miała zamknięte oczy i poważną minę, gdzieniegdzie było jeszcze widać oparzenia po pożarze w którym zginęła. I to była moja wina. Leżąc tak bez ruchu przypominała mi małą kukiełkę bez życia, wstrząsną mną dreszcz. Życie wyleciało z niej całkowicie i już nigdy nie wróci, już nigdy nie będziemy się śmiać z własnych głupot. Nie, to już nie będzie to samo. Te dobre chwile nie wrócą, ona nie wróci. Była… martwa… To ciągle do mnie nie potrafiło dotrzeć, nie mogłem uwierzyć w to co się działo. Przyjrzałem  się pozłacanej tabliczce na trumnie, uparcie wpatrywałem się w słowa: Kate Melanie Helen Williams pokój jej duszy. Miałem nadzieję, że zaraz literki zmienią swoją kolejność i osobą leżącą w środku okaże się ktoś inny, a ja i siostra będziemy znów rodzeństwem, tyle, że tym razem szczęśliwszym i najlepszym na świecie rodzeństwem.  Lecz niestety to nie nastąpiło, napis pozostał na swoim miejscu. Z rezygnacją opuściłem głowę, moim ciałem zawładnęły dreszcze rozpaczy. Czułem się jak cień człowieka, to nie był już ten Alan, to był ktoś zupełnie inny, ktoś kto nie zazna już nigdy szczęścia.
 - Proszę pożegnać się ze zmarłą. Zaraz zawieziemy trumnę z ciałem do kościoła na mszę – powiedział oschle facet z domu pogrzebowego. Rodzice wstali i skierowali się w kierunku zmarłej córeczki, a ja snułem się za nimi. Mama była jak głaz nie okazywała jak na razie żadnych uczuć, nawet przy pożegnaniu z Kate nie płakała, sprawiała wrażenie jakby była tylko ciałem w kaplicy. A tata? Tata powstrzymywał się od płaczu, kiedy pocałował swoją córkę w czoło, po jego policzku spłynęła wolno jedna pojedyncza łza. Teraz moja kolej. Wolnym krokiem podszedłem do trumny i spojrzałem na nią, była taka delikatna i bezbronna, dlaczego właśnie ją to musiało spotkać?! Moje oczy znów się zaszkliły, poczułem jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu, odwróciłem głowę i zobaczyłem Mike’a, uśmiechnął się blado. Pewnie chciał mnie tym gestem wesprzeć, ale ja i tak dalej ryczałem. Nachyliłem się nad Kate i lekko pocałowałem ją w policzek, była zimna, strasznie zimna. Miałem nadzieję, że tylko śpi i zaraz otworzy te swoje duże czekoladowe oczy z uśmiechem. Stałem i czekałem na cud, ale niestety dotknęło mnie kolejne rozczarowanie.
 - Przepraszam, to wszystko moja wina. Wybacz mi. – wyszeptałem i wybiegłem z kapliczki za zewnątrz, chcą znaleźć się jak najdalej od tego wszystkiego. Wszyscy składali rodzicom kondolencje, do mnie nikt nie podszedł, stałem tam jak palec, nikogo nie obchodziłem. Miałem wrażenie, że wiedzieli, że to moja wina. Przecież to niemożliwe, policja wykluczyła podpalenie, ale ja i tak wiedziałem swoje.
 - Współczuję – podeszła do mnie Amanda – Nie powinniśmy ze sobą rozmawiać i … - zaczęła szlochać – To on, to James – wyszeptała, a ja pokiwałem głową i bez słowa skierowałem się w kierunku kościoła gdzie miał się odbyć pogrzeb siostrzyczki. Usiadłem w pierwszej ławce, rodzice byli w tym samym miejscu co ja , tyle że po drugiej stronie ławki.  Oni mnie unikali, nie odzywali się do mnie od czasu pożaru. Wydaje mi się, że żałują, że to właśnie ja przeżyłem tą tragedię. Rodzice woleliby żebym nie żył.  Przez całą mszę płakałem i trzęsłem się jak galareta. Chyba pierwszy raz w życiu byłem taki smutny, nigdy tak nie cierpiałem jak teraz. Ksiądz zaczął opowiadać o tym co kate zrobiła dobrego dla innych, muszę przyznać, że całkiem sporo tego było. Mówił też, że zamiast rozpaczać po jej śmierci, powinniśmy wspominać wspólnie spędzone z nią chwile. Łatwo było mu powiedzieć, lecz trudniej zrobić. Nagle przypomniały mi się wakacje spędzone na farmie dziadków w dzieciństwie, kiedy mieliśmy po dziesięć lat:
   - No nie bój się – posłała mi uśmiech i pokazała na brązową klacz.
   - Ale co będzie jak spadnę? – byłem przerażony za samą myśl siedzenia w siodle tak wysoko.
   - Nie martw się jakby coś jestem w pobliżu – zachęcała mnie siostra
   - Nie dosiądę jej – byłem za mały, żeby sam wejść na konia, w końcu miałem dziesięć lat. Kate przykucnęła i wyciągnęła ręce żeby mnie podciągnąć do góry. Posłusznie położyłem stopę na jej dłoń i już po chwili siedziałem na brązowej klaczy. Nadal bałem się upadku, więc chwyciłem mocno lejce, aż mi kłykcie zbladły. Nagle koń ruszył powoli, złapałem rytm w którym się poruszał. Po drugim okrążeniu łąki już strach zupełnie mnie opuścił, więc przyspieszyłem. Było naprawę cudownie, lekki wiaterek rozwiewał mi włosy, czułem się jak wolny ptak. Wtedy wszystkie moje zmartwienia mnie opuściły to było jak magia.
   - I jak? Fajnie? – spytała Kate pomagając mi zejść z siodła.
   - Fantastycznie! Dziękuję, że mnie przekonałaś. – przytuliłem ją mocno, jako słodki dzieciak ciągle ją przytulałem, dopiero potem zacząłem ją odtrącać. Straciliśmy równowagę i ze śmiechem upadliśmy na świeżo skoszoną trawę. Mogę śmiało powiedzieć, że to były najlepsze wakacje w moim życiu.

     Z uśmiechem wspominałem to zdarzenie, to dzięki mojej siostrze pokochałem konie i wszystko z nimi związane. To dzięki Kate, dopiero teraz dopadła mnie rzeczywistość, ona nie żyła. Spojrzałem na trumnę i nie mogłem w to uwierzyć, w to, że mojej siostry już nie ma i nie będzie. Nigdy.
     Po mszy udaliśmy się na cmentarz, to był ostatni raz kiedy widziałem całą naszą rodzinę razem. Panowie zaczęli spuszczać trumnę do dziury, a mój wuj czytał list pożegnalny. Zachwiałem się jak zaczął wyczytywać tych wszystkich ludzi, z którymi po opuszczeniu tego świata żegna się moja siostra.
 -… Zmarła żegna także swojego kochanego brata Alana… - kiedy to usłyszałem musiałem podeprzeć się o sąsiedni nagrobek, żeby nie upaść. Co się tu działo? Jeszcze kilka dni temu droczyłem się z nią przed wyjściem do klubu. A teraz żegnam się z nią na zawsze.
   Goście zaczęli wychodzić z cmentarza, a moi rodzice także poszli, zaprosili wszystkich na stypę oprócz mnie, po prostu sobie poszli. Podszedłem do dziury, gdzie tam na dole leżała moja siostra. Usiadłem na ziemi i spojrzałem w niebo. Ona tam była, na pewno tam jest. Kate była w niebie, tyle dobrego zrobiła na tym świecie, więc jest gdzieś tam blisko Boga. Obróciłem w palcach czerwoną różę, którą zerwałem w ogrodzie dla niej. Spojrzałem na kwiat, był piękny tak jak moja siostra. Wrzuciłem ją do grobu i patrzyłem jak upada na jasno brązową pokrywę trumny. To koniec, nigdy jej noga nie postanie na tym świecie. Jej życie się skończyło, Bóg zabrał ją do siebie. Na samą myśl o tym, moim ciałem wstrząsną dreszcz, a potem…. Potem miałem atak płaczu, kolejny tego dnia, tyle, że jeszcze większy niż poprzednio. Z dużą siłą uderzyłem pięścią o ziemię.
 - Dlaczego mi ją zabrałeś? – krzyknąłem lecz mój głos w połowie zdania się załamał. Nikt mnie nie usłyszał, byłem zupełnie sam. Przez chwilę jeszcze słyszałem echo mojego głosu, a potem nic, kompletna cisza. Jakby nikt nic wcześniej  nie powiedział. – Dlaczego mnie zostawiłaś? Wiem, że byłem strasznym bratem, ale chciałbym to naprawić tyle, że to niemożliwe. – końcówkę zdania wyszeptałem.
     Oparłem się o sąsiedni nagrobek plecami, podwinąłem nogi pod brodę i schowałem twarz w dłoniach cichutko szlochając. Chciałbym dostać drugą szansę, chciałbym cofnąć czas. Chciałbym tyle, że to niemożliwe. Chyba zapomniałem, że powinienem cię wspierać i pomagać, przecież to obowiązek brata. Co ja zrobiłem? Do czego doprowadziłem? Zepsułem wszystko, nie naprawię tego, nie da się. Ciągle miałem dziwne przeczucie, że ona tu jest, że jej dusza nie odeszła. Czyżby to mogła być prawda? Czyżby moja siostra została tu ze mną i przyglądała mi się? Nie, ona jest w niebie i już tego nie zmienię, przecież nie mogę wierzyć w jakieś swoje wymysły. Jej tu nie ma i koniec. Siedziałem tak płacząc przez dłuższy czas, byłem zziębnięty i roztrzęsiony, a ataki płaczu następowały jeden po drugim. Drżącą ręką dotknąłem swoich ust, ciągle czułem na nich jej lodowaty policzek. Wtedy przy jej grobie ostatni raz w życiu dotknąłem jej kruchego ciała. Przymknąłem oczy, żeby stłumić kolejne łzy.  W końcu podniosłem się z brudnej ziemi i spojrzałem jeszcze raz w dół, w miejsce w którym leżała moja siostra.
 - Wybacz mi. – powiedziałem szeptem szlochając – przepraszam, że byłem najgorszym bratem na świecie – wytarłem niezdarnie łzy spływające po moich policzkach rękawem marynarki.  – Do zobaczenia w niebie – wyszeptałem i wolnym krokiem skierowałem się w stronę wyjścia, a potem chodziłem bez celu po obrzeżach miasta.

            
 ------------------------------------------------------
proszę o komentarze i reakcje ;) zapraszam na moje dwa pozostałe blogi ;p
                     



2 komentarze:

  1. Zabiłaś ją, szkoda. Myślałam, że ona go zmieni.
    Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezuu plakalam ;(
    mialam nadzieje ze to ona go nawroci ;* ;(
    co za durny james !!!
    Kiedy nastepny ? ;* poinformujesz mnie ? ;* kocham tego bloga <

    OdpowiedzUsuń